niedziela, 26 grudnia 2010

Szkola i Praca

Jak juz wczesniej pisalam, postanowilam isc o szoly zeby polepszyc swoj jezyk. Aby tego dokonac, postanowilam rozejrzec sie po miescie, zebrac informacje o tym jaka szkola bedzie najlepsza dla mnie. Okazalo sie ze najlepszym wyborem bedzie Derby College, w ktorym moglam wybrac godziny zajec od rannych do wieczornych. Zeby zapisac sie do szkoly, trzeba bylo najpierw przejsc serie testow sprawdzajacych poziom angielskiego. Testy polegaly na rozwiazaniu czesci pisemnej (troche gramatyki, napisanie krotkiego wypracowania, i odpowiedziec na pytania), czesci ustnej (gdzie trzeba bylo przygotowac sie do omowienia danego tematu) i czesc sluchowej (gdzie trzeba bylo odpowiedziec na pytania sluchajac wypowiedzi roznych ludzi - nagranych na cd). Poziomy jezykowe zaczynaja sie od Entry level 1 - 3 i Level 1-2. Ostatni level 2 jest odpowiednikiem angileskiego egzaminu GCSC (typ egzaminu ktory kwalifikuje cie do szkoly sredniej - collegu) z angielskiego. Nie jest on latwy do zaliczenia. Ja zdalam egzamin na poziom jezyka Entry level 3 co oznaczalo srednio-zaawansowany. Nastepnie, poniewaz pracowalam od poniedzialku do czwartku (od 14:00 - 0:00) wybralam zajecia poranne. Zaczynaly sie one od 9:30 do 12:30 wiec mialam w sumie godzine na dotarcie do pracy. Pierwsze trzy miesiace chodzilam max 1-2 dni w tygodniu, bo pracowac do polnocy i wstawac o 7:30 rano nie bardzo mi sprzyjalo. Jednakze zdalam sobie sprawe z tego ze zeby cos osiagnac to musze sie poswiecic (byc wymeczonym w sprawie lepszego bycia). A wiec poniewaz nie wyrobilam odpowiedniej ilosci godzin w pierwszej czesci 12 tygodni, po ktorych normalnie jest egzamin, nie zostalam dopuszczona do egzaminu. Wlasnie dlatego w styczniu 2007 roku zaczelam uczesczac na zajecia 3-4 razy w tygodniu. Oznaczalo to ze w domu bywalam tylko na nocny sen i w weekendy. W tygodniu latalam o szkoly z samego rana i odrazu po zajeciach do pracy. Musze przyznac bylo ciezko. Fakt jest taki ze skonczylam moja edukcaje jezyka angielskiego na poziomie level 1, dzieki ktoremu bardzo dobrze umialam sie poslugiwac jezykiem angielskim. Aktualnie studiuje na Universytecie w Derby.

środa, 22 grudnia 2010

Samochod - maly problem

Jak wczesniej wspomnialam, zakupilismy samochod na poczatku marca i musze przyznac ze mielismy z nim niezle przeboje, a wszystko przez naszych znajomych. Stwierdzilismy ze soro oni sa juz w Angli 6 miesiecy i maja auto to wiedza jak tu wszystko funkcjonuje - mylilismy sie. Znajomi powiedzieli nam ze przez tydzien mozemy jezdzic na bylego wlasciciela ubezpieczeniu - nie prawda. Wlasciwie to samochod trzeba ubepieczyc zanim sie go kupi, bo w momencie sprzedazy polisa wlasciciela wygasa. Jak juz sami rozumiecie, my posluchalismy nasych znajomych i jezdzilismy bez ubezpieczenia przez kilka dni, dopuki nie zatrzymala nas policja (w trzy dni od zakupu) pytajac dlaczego nie posiadamy ubezpieczenia? Ja probowalam wyjasnic, ze to dlatego ze znajomi nas poinformowali ze mozna jezdzic na czyjejs polisie przez tydzien, to w tym momencie bardzo uprzejmy policjant tylko na mnie spojrzal i powiedzial ze to nie prawda. Co sie z tym wiaze, musielismy oddac im kluczyki i dac samochod do scholowania na policyjny parking. Zeby go odebrac, musielismy oczywiscie wykupic ubezpiecznie, a ze musialo to byc zrobione jak najszybciej to nie moglismy skorzystac z internetowej firmy ubezpieczeniowej tylko jak sie okazalo z drogiej, ktora byla w poblizu naszego miejsca zamieszkania. Jeszcze wtedy mieszkalismy w tym malym miasteczku. Po wykupieniu ubezpieczenia moj chlopak ze znajomym pojechali odebrac auto. Jak myslicie co sie okazalo? Znow trzeba bylo wyrzucic pieniadze w bloto, poniewaz to holowanie kosztowalo nas okolo £200, i tak mielismy szczescie bo nie policzyli za kilometry (bo nie przekroczylo 12 km od miejsca zabrania). Tak wiec jeden pechowy dzien i prawie £400 poszlo ot tak sobie. Powinnismy byli kosztami obciazyc znajomych bo to przeciez ich wina byla :)
Jakby tego wszystkiego bylo malo, po 3 latach moj chlopak dowiedzial sie ze przyznali mu 3 punkty karne na prawojazdy, o czym nikt wczesniej nie wpomnial.

Drugi tydzien w Angli

Jak juz wiece z poprzedniego postu, po pierwszym tygodniu bycia w Wielkiej Brytani, znalazlam prace. Pracowalam w Derby co znaczylo ze musialam dojezdzac tam z naszego malego miasteczka. My jeszcze nie mielismy samochodu, wiec musielismy korzystac od znajomych. W tym momencie pojawily sie dwa glowne cele kupic samochod i przeprowadzic sie do Derby. Dzieki moim rodzicom samochod kupilismy jakos na poczatku marca. W miedzy czasie szukalismy mieszkania (domu) ze znajomymi w miescie w ktorym pracowalam. O dziwo, udalo nam sie znalezc 3 sypialniany dom, 5 min od mojej fabryki. To wlasnie tam przeprowadzilismy sie w przeciagu nastepnego tygodnia. Pewnie jestescie ciekawi co ja robilam w tej fabryce. A wiec, moja praca byla bardzo odpowiedzialna, poniewaz wykonywalismy tam ronego rodzaju zestawy medyczne. Miedzy innymi kompletne zestawy do roznego typu operacji, rurki do badan, rury i maski tlenowe, butelki na roznego typu wydzieliny, cewniki (bylo ich kilka rodzajow - od razu z zelem, bez zelu, do samodzielnego uzytku...) itp. Dostalam mnostwo procedur do przeczytania, z ktorych w danym momencie nie wszystko rozumialam - moj angileski byl dobry ale nie az tak :). Firma, w ktorej pracowalam nazywala sie Pennine Healthcare i exportowala swoj towar do 84 krajow na swiecie, w tym rozniez i do Polski. Na samym pocztaku jak rozpoczyna sie prace trzeba ubiegac sie o tzw Home Office - pozwolenie do pracy, za co niestety trzeba zaplacic troche pieniedzy. Nastepnym krokiem jaki trzeba przejsc to jest uzyskanie tzw. National Insurance Number - Narodowego Numeru Ubezpieczenia - cos w rodzaju polskiego ZUS-u. Jest to bezplatne, jednakze tamtejsi urzednicy zawsze zle literowali imiona lub nazwiska. Teraz to nie jest juz taki problem bo pracuja tam polacy. Wracajac do mojej pracy, to musze przyznac ze nie byla ona ciezka, i przebiegala w milej atmosferze.
Z kolei jesli chodzi o jezyk, to bardzo szybko sie podszkolilam, bo w danym momencie bylam tam jedyna Polka, i musze przyznac ze to jest najlepsza metoda nauki jezyka obcego. Fakt faktem, ze jezyk angielski ktorego uczymy sie w Polsce rozni sie troche od tego w angli, chocby dlatego ze w kazdym regionie jak i w naszym rodowitym kraju roznia sie dialekty. Poza tym, jesli ktos w Polsce nie mial nauczyciela ktory spelnil kilka lat w angli, nigdy dobrze nie nauczy wymoy wyrazow. Ja uczylam sie angielskiego przez okolo 8 lat i wierzcie mi przezylam szok. Na samym poczatku zeby zrozumiec co ktos do mnie mowi musialam wybierac poszczegolne slowa z wypowiadanego zdania, zeby cokolwiek zajarzyc. Wkrotce sie to zmienilo, a na dodatek podjelam decyzje ze chce isc do szkoly.

Przyjazd do UK - pierwszy tydzien

A więc moje życie w Wielkiej Brytani zaczęlo się następujaco:
Po roku szukania pracy w Polsce, moi znajomi przyjechali na wakacje do Polski (po spędzeniu 6 miesięcy w Angli). Opowiadali jak to fajnie tam jest, jak szybko można znalezc pracę i jak wyglada tam standard życia w porownaniu do polskiego. Ponieważ zawsze chcialam wyjechac do Angli, dzieki nim nadażyla się okazja. Oczywiscie musialam przedstawic tę opcje rodzicom i swojemu chlopakowi, ktory nie za bardzo palil się do tego żeby zostawic kolegow i wyjechac gdzies w swiat za lepszym życiem. Jednakże rodzicom ten plan się bardzo spodobal i dolożyli staran żebysmy wyjechali. Tak więc, w lutym 2006 roku rozpoczęla się moja przygoda w Wielkiej Brytani. Wylecielismy pod koniec lutego, jesli dobrze pamiętam to byl piatek, tak że mielismy caly weekend na zaznajominie sie z nowym terytorium, zanim wzielismy sie do szukania pracy. Oczywiscie wzięlismy ze soba oryginaly i tlumaczenia szystkich potrzebnych dokumentow, takich jak: swiadectwa szkolne, referencje z pracy itp.
Pierwszym miejscem naszego pobytu bylo male miasteczko - Long Eaton, niedaleko Notthingham, gdzie mieszkalismy z naszymi znajomymi i ich wspolokatorami. Dom byl ladny i duzy (z czterema duzymi sypialniami na 1 pietrze) z malym ogrodem. Okolica cicha i spokojna. Wszystko wydawalo sie takie dziwne budynki (architektura angielska rożni sie od polskiej i to bardzo), ulice; nawet przystanki autobusowe zupelnie inne niż dotychczas mi znane. Gdy wyszlismy z chlopakiem poraz pierwszy na zwiedzenie miasteczka musielismy wziasc mapę ze soba, ponieważ wszystkie ulice i budynki w naszej okolicy wygladaly tak samo. Po weekendzie postanowilismy się wybrac do wiekszego miasta - Derby, ktore leży okolo 16 km od Long Eaton; w celu poszukiwania pracy. Tak więc, zaczely sie spacery po agencjach pracy, i wypelnianie aplikacji. Już w pierwszym dniu szukania dowiedzialam sie, że jest praca od zaraz tylko potrzebuje dwie referencje z poprzedniej pracy, nieważne czy z polski czy angli. Pomyslalam co za pech bo ja mialam tylko jedna. Aczkolwiek kobieta podsunela mi mysl i powiedziala, że wczesniejszy pracodawca może przeslac ja mailem. Dzięki temu, że ojciec mial sklep - mialam ekspresowo zalatwiona referencję. Przetlumaczona i przeslana w ciagu kilku dni zalatwila mi prace. Fakt, że na poczatku to byla praca w fabryce, ale za dużo większe pieniadze, niż przykladowo zarabia urzednik skarbowy w Polsce (ja mialam okolo 1,000 funtow na miesiac, przy przeliczniku z 2006 roku to bylo okolo 6,000zl, poczas gdy pracujac w urzedzie skarbowym zarabia sie max 1,200zl na miesiac, po dlugim stażu pracy można bylo dojsc do 1,600zl - i to wszystko). Poza tym, w Angli za 1,000 funtow można się samemu utrzymac, miec samochod i jeszcze zostaje na male co nieco, a gdzie w polsce za 1,000zl to zrobisz? Za 6,000zl to i owszem, ale kto tyle zarabia. Tak więc, po pierwszym tygodniu ja mialam już pracę.